Nawyki, rytuały, organizacja, optymalizacja dnia

Home Forum 🧠 Mózg i kognicja Nawyki, rytuały, organizacja, optymalizacja dnia

  • Autor
    Wpisy
  • #16692
    krzyk
    Uczestnik

    Cześć wszystkim, jest to mój pierwszy post więc bardzo mi miło gościć na tym forum, jednak coś tutaj pusto trzeba chyba trochę rozkręcić 🙂
    Do tematu, chciałem się dowiedzieć jak wygląda Wasza organizacja całego dnia. Jak wiemy szeroko pojęty biohaking wiąże ze sobą dokładanie kolejnych działań w celu poprawy ogólnego stanu zdrowia/umysłu. Poranna rutyna, przygotowanie posiłków, praca, rodzina, wysiłek fizyczny, odżywki, techniki oddechowe, wieczorna rutyna itp. jest tego trochę, a dodatkowo chciało by się jeszcze zgłębić trochę wiedzy czytając najnowsze artykuły czy polecane książki, o filmach nie wspominając, a doba nie chce się rozciągnąć.
    Więc pytanie jakie macie sposoby na optymalizację procesów, bo powiem szczerze że mimo że daleko mi do stosowania większości dobrych nawyków „biohakera” czasem brakuje czasu na to co już wypracowane, co powoduje dodatkowy stres.
    Chętnie popatrzę na wszystkie wasze techniki, używane aplikację, rozkład dnia czy nawet w jaki sposób programujecie sobie dzień/tydzień miesiąc tak żeby wszystko ładnie zgrać. Dodatkowo jakie macie sposoby na odkładanie ważnych ciężkich zadań „na później” tym bardziej gdy zbliża się zima i w każdym budzi się większy czy mniejszy leniuch :>
    Pozdro

    #16975
    Avatar photofitzabiurkiem
    Uczestnik

    Bardzo ciekawe rozmyślania!

    Stosuję zasadę less is more, co w praktyce oznacza robienie tego, na co mam przestrzeń i co realnie jestem w stanie zrobić. Ustalam sobie must have’y na każdy dzień – poranna medytacja (5-30 minut), mobilizacja (5-7 minut) oraz ekspozycja na zimno (1-5 minut). Ta ostatnia w zimę jest połączona z ekspozycją na światło słoneczne, bo mam beczkę na tarasie, w której morsuję. To moja sztampa. Łącznie zajmuje niewiele czasu i, podobnie jak „jedno Duolingo”, nie mam wymówek, aby jej nie stosować. Oprócz ekstremalnych sytuacji.

    Druga sprawa to priorytety. Najwyższy priorytet ma dla mnie to, co najbardziej pcha mnie do przodu. Przykładowo moje trzy główne priorytety to biznes, życie rodzinne i sport. Wokół nich organizuję resztę. Praca to must have. Rodzina to drugi must have i tu idzie reszta czasu. A sport wciskam wtedy, kiedy nie cierpi na nim ani biznes, ani rodzina. Resztę dokładam analogicznie – jeśli mam przestrzeń np. na saunę to sobie ją tu i ówdzie wcisnę. Jeśli mam przestrzeń na to, żeby pomorsować w morzu czy połazić na bosaka po podwórku, też to wciskam.

    Trzecia sprawa to radość. Jeśli coś nie sprawia mi radości i nie chce mi się tego robić, to tego nie robię. Niezależnie jak wartościowe by to nie było. Przykładem jest noszenie blokerów niebieskiego światła wieczorem. Nie trawię tego, dlatego ich nie używam.

    A na koniec – zasada pareto. Nie nastawiam się, że będę codziennie w 100% wszystkiego przestrzegał. Tego nikt nie robi. W przeciwnym razie mielibyśmy same roboty dookoła. Pamiętaj, że 20% działań daje Ci 80% efektów. I odwrócona zasad pareto – stosuj się w 80% do podstawowych założeń i będziesz do przodu. W 20% możesz sobie pozwolić na odstępstwa.

    Co do odkładania ważnych ciężkich zadań to jest prosta zasada, którą mój kumpel powtarza jak mantrę. Brzmi ona „kiedy cele są jasne, decyzje są proste”. Kiedy przemyśę sobie co i po co chcę zrobić, zidentyfikuję, że niektórymi rzeczami niepotrzebnie się spalam. Jak np. presja, żeby te blokery nosić. Bo prokrastynację można traktować jako sprzymierzeńca, zamiast jako wroga. Być może to sygnał, że gdzieś jakiejś decyzji brakuje – np. żeby coś odciąć i zająć się czymś innym.

    #17025
    krzyk
    Uczestnik

    Dzięki za odpowiedź, widzę że masz spoko ogarnięte, poranne nawyki rozumiem że to już standard, a jak planujesz sobie przestrzeń zawodową, rodzinną treningową?
    Zadania rozpisujesz sobie na aplikacji przypominającej?
    Treningi masz w konkretne dni czy po prostu jak pozwoli czas?
    Masz to ubrane w jakieś ramy od-do godzinowo?
    Myślę że u mnie zdecydowanie lepiej sprawdza się „robotyzacja” czasu o ile słabo to brzmi to rozpisanie wszystkiego od a do z pomaga mi określić co mi się uda osiągnąć zadaniowo/czasowo w danym dniu, jeśli nie rozpiszę to często wkrada się zwlekanie i odkładanie na koniec dnia co skutkuje pośpiechem.
    Cytat jak najbardziej do zapamiętania i przemyślenia, a jak wygląda u Cb planowanie celów, rozpisujesz długoterminowe zarysy, średnioterminowe dokłądniejsze itp.? Jak tak sobie o tym myślę to u mnie cele nie są jasne za to jest próba 'złapania wielu srok za ogon’
    Ostatnie pytanie odnośnie beczki na tarasie jak z czystością wody przy codziennym wchodzeniu nie robi się w tym syf? lub jak często zmieniasz?
    Pozdro

    #17033
    Avatar photofitzabiurkiem
    Uczestnik

    Paradoksalnie staram się jak najmniej planować. Z mojej perspektywy ścisły plan = większy stres i podniesiony kortyzol, a w rezultacie mniejsze dowiezienie wyniku. Działam w oparciu o proste założenia:
    1. Codzienne zwycięstwa. Określam sobie rano czym jest dla mnie wygrany dzień (czasem stosuję strategię power list od Andy’ego Friselli). I do tego dążę.
    2. Mindfulness. Nie planuję i nie kwantyfikuję życia, przede wszystkim rodzinnego. Po prostu żyję uważnie. Kiedy poświęcam na coś czas, angażuję się. Tak też podchodzę do relacji. Jeśli jakaś mi nie służy – kończę ją. Jeśli jakaś mi służy, rozwijam ją. Uważność pozwala mi też pracować tyle, ile potrzebuję. Wiem, kiedy zaczyna się „klepanie dupogodzin” i wtedy przestaję na siłę siedzieć w biurze. Dzięki uważności nauczyłem się też odpoczywać.
    3. Codzienny czas dla samego siebie. Do tego mam medytację, sport i rutyny. Wtedy kalibruję swoje cele i dzięki temu decyzje są proste.

    Jeśli chodzi o zadania to tutaj jest bardzo różnie. Korzystam z jednej strony z aplikacji (Slack – używamy do komunikacji w firmie i służy mi przy okazji jako mini to-do lista, ale tylko do kwestii wpadkowych i kiedy jest ich dużo), a z drugiej w głowie. Mam określone ogólne cele, do których zmierzam, zaś najważniejsze zadania są przeważnie oczywiste do zrobienia i nimi się zajmuję. Wyjątkiem jest strategia w firmie czy jakieś założenia – te zapisujemy i wtedy wracam do nich co jakiś czas, żeby je skalibrować z moimi priorytetami w głowie.

    Staram się nie przenosić ciężaru życia na nośniki zewnętrzne. Mam wrażenie, że im więcej zapisuję, tym większą oddaję kontrolę. Ale nie w sensie, że cokolwiek deleguję czy sobie ułatwiam. W tym rozumieniu – mniejszą mam szansę egzekucji zadań. Kiedyś rozpisywałem wszystko. W efekcie przytłaczało mnie to i sprawiało, że robiłem mniej. Odkąd stosuję hybrydę – nie mam z tym problemu. Najbardziej pomogło mi oczyszczenie życia ze „srok” właśnie. Nie rozdrabniam się. Robię to, co ważne, dopóki tego nie zrealizuję. Na inne rzeczy przyjdzie czas. Lub nie przyjdzie. Często okazuje się, że kiedy podążamy w kierunku swoich celów, inne rzeczy nagle tracą na znaczeniu.

    Ramy godzinowe. To jest ciekawe zagadanienie. Kiedy przygotowywałem się do podwójnego ironmana, miałem ustalone, co w który dzień trenuję. Ale bez sztywnych ram. Nie ustalałem tego godzinowo, bo nie lubię się ograniczać. Strukturę dnia układam dynamicznie i jest podyktowana pracą, a konkretniej obciążeniem. Prowadzę własny biznes (biuro rachunkowe), więc mogę sobie harmonogram układać w dużej mierze jak chcę. Brzmi idealnie, ALE tak nie jest. Bo bardzo mocno dbam o to, żeby treningi nie obniżały mojego performance’u zawodowego. Pomimo że praca jest biurowa to z perspektywy ciała nie ma to znaczenia. Układ nerwowy jest obciążony tak samo. Dlatego trenuję mniej intensywnie i częściej odpuszczam w okresie bardzo intensywnej pracy i dużych obciążeń. I dokręcam śrubę, kiedy mam spokojny okres w biznesie.

    I tutaj wracam do określania celów. Nie lubię sztywnych ram i mam wrażenie, że precyzyjne planowanie zabija kreatywność, nakłada kajdany, a tym samym zbiera mi radość z życia. Wolę poświęcić performance i osiąganie na rzecz tego, żeby poziom satysfakcji z codzienności był wyższy. Pomogło mi w tym określenie celów, ale nie bardzo precyzyjnych i dokładnych. Cel to dla mnie kompas, azymut, w kierunku którego idę. Ciężko to konkretnie opisać, bo to płynne i fluktuuje. Na przykładzie sportu: chcę być sprawny fizycznie i mieć fajną sylwetkę – to mój cel. Średnioterminowo chcę zrobić jednego ironmana w roku, kilka biegów ultra. Krótkoterminowo przekłada się to na systematyczną pracę. Podobnie biznesowo: długoterminowo chcę mieć dobrze poukładaną firmę, z której czerpię satysfakcję. Średnioterminowo mam określone wyniki, które chcę dowieźć. Krótkoterminowo robię to, co jest konieczne, aby te średnioterminowe wyniki zrealizować.

    Każdy z nas jest inny, dlatego trudno jest znaleźć uniwersalne rozwiązania. Życie jest trudno kwantyfikować i określić spójną, jednorodną, uniwersalną strategię dla każdego. Trzeba próbować, popełniać błędy, wyciągać z nich wnioski i szlifować swoje rzemiosło. 🙂 To, co wyżej napisałem sprawdza się u mnie.

    Jeśli robotyzacja i konkretne precyzowanie tego co masz do zrobienia u Ciebie działa – korzystaj z tego! Najważniejsze to w tym zakresie kierować się intuicją, ale też bacznie obserwować czy coś działa na Twoją korzyść, czy jednak zabija Twój progres. Bo czasem stosujemy metody, podpatrzone u innych ludzi, z nadzieją, że otrzymamy taki sam efekt. A okazuje się, że to wcale nie działa. Dlatego rutyny są niebezpieczne. Dobrze przemyślane i poukładane pomagają nam wygrywać. Ale kiedy nie są do nas dopasowane i nie wspierają naszych celów – mogą wywrócić nam życie. To trochę jak z produktywnością, wokół której wszystko dziś się kręci. Bez dwóch zdań – jest ona ważna. Ale produktywne robienie nieproduktywnych rzeczy sprawia, że nic nie osiągamy. Dlatego najważniejsze – robić to, co działa u Ciebie, w Twoim przypadku, przy Twoich warunkach życiowych, możliwościach, preferencjach i tak dalej.

    Co do czystości wody – wymieniam ją raz w miesiącu i nie zdarzyło mi się, żeby był syf. Kiedy temperatura jest poniżej 5 stopni – utrzymuje swoją przejrzystość i mam wrażenie, że mogłaby postać dłużej. Natomiast wymieniam i tak, z rozsądku. Nie zdarzyło mi się jeszcze, żeby była zasyfiona w trakcie zimy. Z beczki korzystam wyłącznie w trakcie zimy, kiedy w nocy temperatura spada poniżej 5 stopni. W innych wypadkach – nie ma to sensu, bo temperatura zimnej wody pod prysznicem jest podobna.

    #17056
    ozakalec
    Uczestnik

    Hej, u mnie dużo dało zwolnienie, odpuszczenie (tak, wiem, łatwo powiedzieć :D) i po prostu dodawanie nowego nawyku do jakiegoś poprzedniego. Przykładowo, miałam problem z medytacją i uwzględnieniem jej w ciągu dnia. Dorzuciłam przed codziennym chodzeniem boso po ogródku technikę oddechową, która najbardziej ułatwia mi wejście w medytacje, i teraz kilka minut na medytację wchodzi. Podobnie z suplami, dorzuciłam je jako standardową rzecz, którą robię po porannym uziemianiu i już mam je z głowy 🙂

  • Musisz się zalogować by odpowiedzieć w tym temacie.
Dołącz do listy oczekujących Powiadomimy Cię, kiedy produkt będzie ponownie dostępny. Zostaw mejla.